22 kwietnia 2020, 17:51
-Opowiem wam moją historię. Większość z tego co powiem nie będzie was interesowała. Ale to jest moja historia. - Kobieta wygodniej rozłożyła się na krześle w pokoju przesłuchań.
Dwóch agentów specjalnych AANP ( Agencja Anomalii Nadprzyrodzonych ) uważnie obserwowała każdy jej ruch. Obaj byli do siebie bardzo podobni, niczym bracia. Jeden odrobinę starszy i jakby bardziej zmęczony życiem. Co było nie podobne do agentów, z którymi miała do tej pory do czynienia.
Agenci AANP cechowali się nieprzeciętnym wyglądem. Jakby wyszli prosto z wybiegu dla modeli lub prosto z plaży. Co nie pasowało do tego kim tak naprawdę byli. A byli oni maszynami do zabijania. To że z nimi rozmawiała nie znaczyło, że to oni decydowali o jej losie. Tak naprawdę jedyna osoba której się wydawało,że ma nad nią władzę był siwiejący mężczyzna za lustrem weneckim.
Agenci AANP przedstawili się jako John i Mark. John był tym starszym. Obaj byli dość wysocy, żeby prawie dorównać jej wzrostem. Co nie było łatwe zważywszy na jej 190 cm wzrostu. Obaj mieli głęboko osadzone kobaltowe oczy, z które nie wyrażały żadnych emocji. Były lodowato zimne. Ostre rysy twarzy i orle nosy nie pasowały do siebie, jednak w połączeniu z lekko krzaczastymi brwiami i pełnymi ustami tworzyły spójną całość przyjemną dla oka. Jedyną od razu widoczną różnicą był ich kolor włosów. John miał popielato blond, natomiast Mark kruczo czarne. Siedzieli koło siebie niczym dzień i noc.
-Nazywam się Jen Marslow. Urodziłam się w V wieku naszej ery w Wielkiej Brytanii. Dla was jest to okres zwany średniowieczem. Jest to pierwsza z dat jaką jesteście w stanie zarejestrować w waszych ramach czasowych. Inne daty nie są potrzebne i opowieść zawsze była by taka sama czy to w czasach gdy świat dopiero się kształtował czy też później.
W sumie Jen zastanawiała się przez chwilę czy nie podroczyć się z nimi i nie ponudzić ich tymi opowieściami. Jednak po kilku minutach ciszy zrezygnowała z tego pomysłu. Ją jeszcze bardziej nudziły tamte czasy.
-Do rzeczy Jen. Nie mamy całego czasu świata tak jak ty. - Agent Mark był wyraźnie zirytowany przerwą w historii Jen.
-Nie jesteśmy na ty Agencie Mark. Dla ciebie może być Panno Marslow. Jeżeli nie macie czasu na moje opowieści to po co tu jestem? Równie dobrze możecie mnie puścić wolno. A jeżeli nie to mi nie przerywajcie.
Jen specjalnie przeciągnęła teraz ciszę, tylko po to żeby wbić szpilę młodemu i niecierpliwemu agentowi.
-Na czym to ja skończyłam? A tak czasy średniowiecza.
Urodziłam się i wychowałam w małej chacie we wsi pod zamkiem w księstwie Norwich. Moja rodzina była biedna, ale radziliśmy sobie. Mieliśmy małe gospodarstwo oraz żywy inwentarz. Od maleńkości fascynowały mnie zarówno damy dworu jak i rycerze. Za dnia między obowiązkami ćwiczyłam poruszanie się jak królewna i jej damy dworu. Wieczorami fechtowała się na drewniane miecze z okolicznymi chłopcami. Rodzicom się to nie podobało i nie raz ojciec dał mi to jasno i dobitnie do zrozumienia. To były ciężkie czasy dla nas wszystkich. Lata mijały, a ja dorastałam. Gdy osiągnęłam wiek odpowiedni do zamążpójścia ojciec postanowił mnie wydać za bogatszego starszego mężczyznę z wioski obok. Buntowałam się,a jakże!!! Jednak to mi nic nie dało. No może poza siniakami oraz podbitym okiem. Lata ciężkiej pracy w gospodarce oraz nie zawsze udawane walki w chłopcami przygotowały mnie na spotkanie z przyszłym mężem. Gdy tylko małżonek usnął w naszą noc poślubną dokonałam jednego słusznego czynu.
Pozbawiłam go życia i oszczędziłam sobie strasznego losu.Tak przynajmniej mi się wtedy wydawało….